O Chrumkowie napisano i powiedziano już wiele (i bardzo dobrze!), ale postaramy się wnieść coś nowego do tej opowieści. Po długim czasie planowania tego wyjazdu udało nam się w końcu go zrealizować.
Jak sójki za morze
Dowiedzieliśmy się o Chrumkowie już dość dawno temu – chyba jakoś w pierwszej połowie 2020 roku. W tak zwanym międzyczasie dużo się działo – pandemia, lockdowny i inne sprawy, dlatego pojechaliśmy tam dopiero w czerwcu 2021. Od ponad roku jednak oswajaliśmy się z tematem, śledząc fanpage Chrumkowa na Facebooku. Przed Chrumkowem – jako wprowadzenie do tematu – zdążyliśmy już odwiedzić przesympatyczne Gieniutkowo (jeśli jeszcze nie czytaliście, zachęcamy do lektury wpisu: https://jedziemydozwierzakow.pl/2021/05/07/azyl-dla-swin-gieniutkowo). Są to na ten moment jedyne dwa azyle dla świń w Polsce.
Zwierzęca okolica
Chrumkowo znajduje się na Kujawach, blisko Chełmży i Torunia. Żeby było ciekawiej – dokładnie mieści się w… Zajączkowie. Tak się nazywa ta wieś! Chrumkowo bowiem nie jest nazwą wsi, ale azylu. Tak się składa, że znajduje się w wiosce, której nazwa pochodzi od zupełnie innego ssaka. Bardzo zwierzęca okolica.
Nareszcie jesteśmy!
Pojechaliśmy w składzie: Ania, Olek oraz Tomek, który jest osobą głuchoniemą i z niepełnosprawnością intelektualną (postanowiliśmy zafundować mu suidoterapię). We wsi zaparkowaliśmy na parkingu pod nieczynnym sklepem i przeszliśmy może ze 100 metrów do bramy Chrumkowa. Przed furtką leżała mata dezynfekcyjna, na którą trzeba było wejść butami. Do tego pani Dobrawa (opiekunka) zadbała, abyśmy założyli jednorazowe nakładki na obuwie (worko-kapcie), takie jak w szpitalu. Wszystko dla bezpieczeństwa świń, aby nie zarazić ich ASF-em. Od razu, właściwie tuż przy bramie, zostaliśmy przywitani przez małe świnki, kotka i pieska. Piesek ma na imię Ludwik, ale nam bardziej przypomina Idefiksa, czyli pupila Asteriksa i Obeliksa.
Wioska Smerfów
Gdy weszliśmy na główny wybieg, otworzyło się przed nami królestwo świń. Królestwo, raj – różne pozytywne nazwy cisną się na usta. To kawałek ziemi, gdzie żyją sobie w spokoju świnie różnych ras i odmian. Odpoczywają, spacerują, kąpią się w malutkich wodno-błotnych sadzawkach i dumają o świńskich sprawach. Znajdziemy tu małe (ale wcale nie takie małe, jak niektórym się wydaje) mikroświnki, duże świnie „blondynki” czy bardzo kudłatą świnię węgierskiej rasy – mangalicę. Był akurat bardzo upalny dzień, a na terenie, na którym rządzą świnie, roślinność jest tylko wspomnieniem. Gdyby obrócić się o 360 stopni, to zaobserwowałoby się może z kilkunastu czy dwudziestu mieszkańców. Potem jednak okazało się, że jest ich znacznie więcej. Kiedy zawitaliśmy do azylu, spora część świniaków przebywała w domkach albo pod rozciągniętymi żaglami ogrodowymi. W Chrumkowie każda świnka ma bowiem miejsce, w którym może się schować, zarówno jeśli nie ma ochoty na towarzystwo, jak i gdy potrzebuje cienia. No właśnie – każdy ma tu swój domek. Co nam to przypomina? Wioskę Smerfów? Myślimy, że to dość trafne porównanie, zwłaszcza, że świnki tworzą społeczność i mają różne charaktery – podobnie jak niebiescy bohaterowie dzieciństwa dzisiejszych trzydziestolatków.
Świnia NIE jest brudna
Jeśli ktoś uważa, że przytulanie się do świń jest dziwne albo obleśne (a same świnie – brudne), niech lepiej zejdzie nam z drogi. Na przykład Tomek ani przez chwilę się nie zastanawiał, jak należy potraktować świniaki. Podchodził do nich, głaskał je i tylko czasem było po nim widać rozczarowanie, że nie wszystkie są tak bardzo skłonne do pieszczot. A wracając do stereotypu świni brudnej i śmierdzącej – jest to totalne nieporozumienie, bzdura, którą wtyka się nam już od dziecka (obok tego, że kotom najlepiej dawać mleko, a jeże noszą jabłka na plecach). Chrumkowo jest bardzo czyste i dbają o to głównie pani Kasia i pani Dobrawa. Prawdziwy szacun dla nich za ogarnianie tego wszystkiego, za sprawianie, by rezydenci azylu mieli jak najlepiej.
Regan – nie prezydent
Wracając do świńskich mieszkańców azylu – ich wspólnym mianownikiem jest to, że w większości zostały odratowane z różnych gospodarstw. Nie wszyscy byli właściciele tych zwierzaków traktowali je z okrucieństwem – niektórzy po prostu rezygnowali z chowu świń. Znaleźli się jednak i tacy wiejscy gospodarze, którzy zafundowali im piekło. Jeśli wybierzecie się do Chrumkowa, opiekunki – panie Kasia i Dobrawa – na pewno opowiedzą Wam historie poszczególnych mieszkańców i podzielą się innymi ciekawymi informacjami. Dowiedzieliśmy się na przykład, że jedna ze świnek ma na imię Regan na cześć aktywistki Regan Russell, która zginęła podczas protestu pod kołami ciężarówki wiozącej świnie do rzeźni.
Nie takie mikro świnki
Usłyszeliśmy to już w Gieniutkowie, ale warto przypomnieć raz jeszcze – nierzadkim schematem porzucania małych świnek jest sytuacja, gdy ludzie kupują je sobie jako zwierzaki domowe, czyli jak psa czy kota. Mikroświnki wcale jednak nie są cały czas mikro, bo rosną – wtedy ludzie je oddają. Wynika to z niewiedzy i często z tego, że hodowcy mikroświnek wprowadzają nabywców w błąd. Pani Kasia wyjaśniła nam, że niektórzy właściciele hodowli potrafią doprowadzić do ciąży bardzo młodych samic (kiedy są jeszcze po prostu małe). Utrzymują wtedy, że skoro dana świnka urodziła, to jest już dorosła, a więc nie urośnie. To nieuczciwe i nieodpowiedzialne postępowanie – i oby nie stało się zbyt powszechne (znając talent człowieka, za chwilę będziemy mieli świnie w schroniskach, ale obyśmy się mylili).
Czas na wyżerkę
Około godziny 16:00 zaczęło się karmienie. Ulubiony moment dnia każdej szanującej się świni :). Wtedy można zobaczyć, że jest ich nie kilkanaście, a raczej kilkadziesiąt. Wybieg zmienia się w prerię, na której stado świń w podekscytowaniu rusza po smaczny posiłek. Podczas naszej wizyty opiekunki chodziły ze skrzynkami i wysypywały jabłka, buraki, marchewki, a świnie wśród pomruków zadowolenia chrupały i chrumkały. W czasie karmienia pojawili się także inni pensjonariusze Chrumkowa – ci nie chrumkający, ale beczący i meczący. Ze świnkami żyje sobie bowiem w komitywie kilka kóz i owiec.
Czereśniowa oaza
Na koniec, kiedy upał już nas wykończył, zeszliśmy z głównego wybiegu i odwiedziliśmy jeszcze „przedszkole”, w którym prócz świnek mieszka sympatyczny… indyk. Mogliśmy potrzymać na rękach dwa urocze prosiaczki. Nikt z nas nie odmówił sobie tej przyjemności. Rosnące tam drzewo czereśniowe zapewniło nam nie tylko upragniony cień, ale i dodatkową atrakcję. Mogliśmy sami sobie skubnąć trochę owoców, a także poczęstować nimi prosiaczki.
Przy wyjściu z Chrumkowa można wrzucić pieniądze do specjalnie przeznaczonej do tego puszki. Utrzymanie tego miejsca na pewno kosztuje niemało – codzienne wyżywienie kilkudziesięciu zwierząt, rozbudowy czy drobne remonty, opieka weterynaryjna… Zachęcamy więc do wspierania Chrumkowa:
Stowarzyszenie na rzecz Azylu dla Świń Chrumkowo
nr konta: 11 1020 5011 0000 9902 0341 2798
paypal: azyldlachrumkow@gmail.com
tytuł przelewu: darowizna na Azyl dla Świń
Czy człowiek musi jeść mięso?
Na koniec chcielibyśmy jeszcze wyrazić swoje stanowisko odnośnie do jedzenia mięsa. Uważamy, że w dawniejszych czasach oraz nadal – ale w pewnych częściach świata – ludzie muszą i musieli jeść mięso czy produkty zwierzęce. Czy to ludy koczownicze na jakichś pustynnych, półpustynnych terenach, czy mieszkańcy krajów gdzie jest sucho, zimno lub skaliście i trudno o uprawę ziemi. Rozumiemy, że dla tych ludzi hodowla owiec, kóz, świń, reniferów, drobiu i tak dalej była (lub nadal jest) koniecznością. Jednak my, mieszkańcy krajów pierwszego świata – czy naprawdę musimy jeść mięso? Przy tym poziomie infrastruktury, dostępu do dóbr, wydajności gospodarki – czy naprawdę musimy jeść wieprzowinę, wołowinę, drób? Półki w sklepach i supermarketach uginają się pod towarami, wyrzuca się mnóstwo jedzenia – również mięsa. Ciała żywych istot lądują w koszach – czy to nie brzmi jak jakiś horror? My – przyznajemy – nie jemy ssaków i ptaków (ryby i krewetki raz po raz jemy, ale zdajemy sobie sprawę, że najlepiej byłoby i z nich zrezygnować). Staramy się ograniczać produkty mleczne, ponieważ krowy zazwyczaj najpierw są eksploatowane do granic możliwości dla pozyskania mleka, a potem i tak trafiają do rzeźni. Tak więc zastanówmy się – czy cierpienie milionów żywych i czułych istot (światły człowiek nie powinien mieć wątpliwości, czy zwierzęta czują i myślą) w wielkich przemysłowych hodowlach (albo zaniedbanych wiejskich chlewach) jest warte tego schabowego, kiełbasy lub hamburgera? Serio? Oczywiście do niczego nie zmuszamy, stawiamy tylko ważne pytania, od których nie można w nieskończoność uciekać.