Ciemno wszędzie, głucho wszędzie… Nic dziwnego, bo to listopad. Ale i droga prowadząca do Dworku wśród Jesionów w Łężcach okazuje się tak mało uczęszczana, że pośrodku siedzi… kot. Ułożony w tak zwany chleb. I ani myśli się ruszyć! W końcu zwiewa, a my już wiemy, że jedziemy do zwierzaków, w miejsce ciche i odludne, o jakim marzyliśmy już od dłuższego czasu.
Psina Antonina i apokalipsa zombie
Na miejscu wita nas syn właścicieli z wiernym druhem, a właściwie druhną – suczką Antoniną rasy basset. Niskopodłogowym psiakiem zaopiekujemy się później, ale na razie zmierzamy z bagażami do pięknie wyremontowanego dworku. Inne zwierzęta śpią, a ogród skryty jest w mroku. Żeby było jeszcze ciekawiej, dowiadujemy się, że na jakiś czas zostaniemy w całej posiadłości sami. Właściciele wyjechali na urlop, więc w razie ataku człowieka lasu lub zombie prosimy tylko o siekierę do obrony własnej. Samotność nie trwa długo, ponieważ późniejszym wieczorem dołącza do nas jeszcze jedna para. Jest tak miło, że siekiera zostaje na korytarzu. W razie apokalipsy zombie zginęlibyśmy jako pierwsi, ale całe szczęście ten wątek nie ma dalszego ciągu. Przeżyliśmy.
Na emeryturę jadę ja tera…
Następnego dnia wstajemy wcześnie jak na nas, bo trzeba wreszcie zobaczyć obejście! Front dworku jest przyozdobiony jesiennie – wrzosami i dyniami, a na fotelach odpoczywają koty. W ogrodzie znajdujemy urocze zakątki – a to domek na drzewie, a to miejsce na ognisko.
Nieodłączną częścią posiadłości jest stajnia, a w środku, zgodnie z przewidywaniami, konie. Mają tam przytulną siedzibę i to z oknami, przez które cały czas mogą wyglądać i czuwać nad sytuacją. Jednak w ciągu dnia częściej przebywają na sporym wybiegu. Decyzją właścicieli zwierzaki nie są już siodłane, spędzają tu raczej zasłużoną emeryturę. Przesada? Co złego jest w jeździe konnej? Być może mało kto o tym wie, ale niewłaściwe użytkowanie wędzidła, czyli tej części końskiej uprzęży, którą zwierzę ma w pysku, powoduje okaleczenia. Wyobrażamy sobie, że w większości gospodarstw agroturystycznych na konia sadzanych jest mnóstwo nieumiejętnych jeźdźców, niestety z krzywdą dla wierzchowca. Tutaj nie ma tego typu rekreacji i już. W niczym to nie przeszkadza, ba, dzięki temu to miejsce jest jeszcze piękniejsze :).
Stare, ale jare
Na drzwiach stajni widnieją tajemnicze napisy: „wapniaki”, „ramole”, „pierdziele”… Czy chodzi tu o emerytowane konie? Być może częściowo, ale domyślamy się, że określenia te dotyczą raczej zgromadzonych tu elementów dawnego wystroju dworku. Możemy podziwiać meble, obrazy i inne cuda, których nie wypadało wyrzucać, bo niosą za sobą historię. Duch minionych lat jest tu zresztą obecny na każdym kroku – w altance stoi stare wyposażenie kuchni, a na piętrze dojrzymy zdjęcia poprzednich mieszkańców. O opowiedzenie ich historii warto poprosić właścicieli. To wzruszająca i piękna podróż w przeszłość.
Wymarzony dom
Swój azyl znalazła tu cała szajka zwierzaków gospodarskich. Wszystkie przebywają w jednej zagrodzie i kojarzą nam się z muzykantami z Bremy. Pelagiusz, czyli Pelagia, która okazała się samcem, został odratowany ze złych warunków przez Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami.
Bożenka była „nagrodą” w loterii dożynkowej. Kiedy właścicielka naszego dworku usłyszała, że laureat zamierza przerobić ją na kebab, odkupiła bidulkę.
Historia oślicy Grażynki zaczęła się natomiast od zupełnie innego zwierzaka – młodego łabędzia. Znaleziony przy rondzie Obornickim ptak został odwieziony do naszego ukochanego Nowego ZOO i niespodziewanie wymieniony na małego osiołka.
Również z zoologicznej zagródki pochodzi Marzenka, owieczka odrzucona przez mamę. Plejadę gwiazd zamyka koza Helena – podobnie jak świniak wyrwana z niepowołanych rąk podczas interwencji. Wszyscy tutejsi podopieczni są żywym znakiem dobra właścicieli i piękna tego miejsca. Za to najbardziej pokochaliśmy dworek w Łężcach.
Cisza i spokój
Wiele ośrodków reklamuje się w ten sam sposób: „cichy zakątek”, „cisza i spokój”, „odpoczynek od miasta”. Czasem jednak mija się to z prawdą – zwierzęta i wieś nie zawsze są gwarantem bliskości przyrody i rzeczywistego spokoju. Na dobrą atmosferę składa się wiele czynników, niekoniecznie łatwych do zdefiniowania – musi po prostu być „to coś”. W Dworku wśród Jesionów „coś” jest. Coś, co sprawia, że można się wyciszyć. Czytać cały dzień albo łazić po lesie. Kotłowanina myśli staje się łatwiejsza do okiełznania albo usuwa się na bok. Może to kwestia pory roku, może braku dzieci wśród innych gości (z całą sympatią do dzieci, bo zwykle to wina rodziców, że pozwalają im dziko wrzeszczeć), a może jakiejś specyficznej magii… A może wszystkiego razem.