Kto by pomyślał, że to już trochę ponad trzy lata temu (w grudniu 2017 roku) byliśmy w Izraelu. Wybraliśmy się tam głównie ze względów duchowych, ale oprócz tego nawiązaliśmy ciekawe znajomości, najedliśmy się falafeli, oliwek i chałwy za wszystkie czasy, zyskaliśmy wspomnienia na całe życie i przywieźliśmy mnóstwo zdjęć. Zupełnie niezamierzenie kilka z tych ostatnich złożyło się na minifotoreportaż, który niniejszym przedstawiamy. Tym razem mniej będzie tekstu, a więcej obrazu. A zatem ruszajmy przez Ziemię Świętą za kocimi przewodnikami.
Koci tubylec powitał nas już na lotnisku Ben Guriona w Tel Awiwie.
„Dzień dobry, tu informacja turystyczna w Jafie – dawniej mieście, dziś jednej z dzielnic Tel Awiwu”.
Kościół św. Piotra w Jafie za dnia…
… i wieczorem. To tutaj św. Piotr ujrzał Boga i wskrzesił Tabitę. Na pobliską plażę wielka ryba wypluła Jonasza, a wśród morskich fal Perseusz uratował Andromedę.
„A legnę sobie na środku chodnika. Kamień przyjemnie się nagrzał…”.
Poranne zaproszenie do Starej Jerozolimy przez Bramę Dawida.
Jeden ze stałych bywalców Starej Jerozolimy.
Patrzy kotek przez płotek.
„Komu świeże jarmułki?”.
Jak widać, jeden z apostołów, którzy posnęli w Getsemani (Ogrodzie Oliwnym), drzemie tam sobie po dziś dzień.
Strzegąc wejścia do sklepu z kosmetykami znad Morza Martwego.
Ruda piękność w Betanii – kto wie, może jej przodkowie byli pupilami św. Marii, św. Marty i św. Łazarza?
„Wara od mojej doskonałej kryjówki”.
„Niezbyt tu schludnie. Widać, że to Stare Miasto”.