Lubimy świnie. Samo spojrzenie świni w oczy potrafi sprawić, że już nigdy nie tkniesz jej mięsa. Widujemy dziki w mieście (czasem słyszymy ich pochrumkiwanie pod naszym balkonem). Marzymy też o wycieczce na wyspę Big Major Cay, gdzie świniaki kąpią się w oceanie. Kiedy więc usłyszeliśmy o nowo powstałym azylu dla świń, po prostu musieliśmy tam pojechać.
Bananowa młodzież
Przy bramie gospodarstwa w Nowym Węgorzynku przywitali nas Monika i Marcin oraz ekipa ogródkowa w świńskich osobach Haliny, Gosi, Dżordża, Stacha i oczywiście samego prezesa Eugeniusza. Te mniejsze świnki (tzw. “mikroświnki”, choć wcale takie mikro nie są) zachowują się jak psy – podbiegły do nas z radosnym zaciekawieniem, a my byliśmy uradowani, bo uwielbiamy, kiedy zwierzaki nas oblegają. Nie spodziewaliśmy się tak miłego przyjęcia! Ekipa biega po całym dużym terenie wokół domu, a w ich oczach po prostu widać szczęście. Olek w dobrej wierze kupił ziemniaki, ale okazało się, że surowych świnki raczej jeść nie powinny (my gapy, mieszczuchy i poznańskie pyry, następnym razem przywieziemy jabłuszka). Aby mimo wszystko mieć jakąś kartę przetargową w przekonaniu ekipy do siebie, dostaliśmy kilka bananów. Karmienie zwierzaków zawsze dostarcza uciechy i karmicielom, i karmionym.

Niezłe ziółka
Następnie gospodarze zaprosili nas do części z owcami, które chętnie skorzystały z naszych ziemniaków. Pewnie z powodu jedzenia (ale mamy nadzieję, że nie tylko) zostaliśmy przywitani bardzo ciepło. Do beczącej ferajny należą m. in. barany Gabriel (biały) i Lucjusz (czarny), a także nowo narodzone, czarne jagniątko, którego imię można było wylicytować – nazywać się będzie Karolinka lub Karolek, w zależności od płci (będzie jakaś impreza w stylu „gender-reveal”?). Pozostałe owieczki to „niezłe ziółka” – Mięta, Kolendra, Bazyli, Lawenda i Pietruszka.
Wszystko zaczęło się od Gienia
W dalszej kolejności zwiedziliśmy teren, na którym mieszkają duże świnie hodowlane. Pojawiły się one tutaj wcześniej, niż planowano, dlatego fundacja musiała powstać szybko. I pomyśleć, że wszystko zaczęło się od jednego, małego Gienia (który, swoją drogą, ma śliczne rzęsy). Monika i Marcin nie mieli wcześniej doświadczenia z szeroko pojętym rolnictwem – są informatykami i przeprowadzili się na wieś z Łodzi. To brzmi jak spełnienie pragnienia, które tak często kołacze się nam po głowie: „A gdyby tak rzucić wszystko i wyjechać… niekoniecznie w Bieszczady, ale gdzieś, gdzie jest cicho i miejsce na własny kurnik”.
Proszę, oto prosię

W jednej z zagród zostaliśmy zaatakowani przez chmarę prosiąt (dzieci świnki Mai). Jest ich tam ośmioro, a każde wyjątkowe, np. Wojtuś ma niebieskie oczy, a Majlo skacze na ludzi – chyba ma ADHD. Prawdopodobnie właśnie u prosiaczków Ania zarobiła siniaka, ale co tam, przecież oboje jesteśmy kociarzami – prawie codziennie dajemy się poharatać po rękach i to nie boli :). Jeden prosiaczek – Feluś – jest mocno niepełnosprawny – ma sparaliżowane tylne nogi, więc porusza się na zasadzie „motoru z przyczepką”, gdzie „motor” to przód świniaka, a „przyczepka” to świńska dupka z tylnymi nogami. Paraliż spowodowany jest porażeniem kręgu, którego Feluś doznał podczas transportu. Przebywa w tej chwili w osobnej zagrodzie, ponieważ rodzeństwo odrzuciło go ze względu na niepełnosprawność. Trwa zbiórka na rehabilitację Felka, a docelowo prosiaczek będzie miał swój wózeczek inwalidzki.

Świnie bojowe
Pierwszy raz mogliśmy zobaczyć z bliska na żywo także bardzo duże świnie, czyli takie przeznaczone wyraźnie na produkcję mięsa (no bo domyślamy się, że o to chodzi). Zakładam (Olek), że nie są to świnie bojowe. Wiem z historii, że Hannibal używał słoni bojowych, więc można by sobie pomyśleć, że takie duże świnie hoduje się po to, by przeprowadzać szarże na wroga niczym husaria lub strzelać z nich z łuku i ciskać oszczepami (widzieliście film historyczny „Aleksander”?), ale jest to raczej mało prawdopodobne. Dla nas duża świnia to po prostu więcej do przytulania 🙂 Tego się trzymajmy. Największa jest Balbinka – Monika i Marcin mówią, że może mieć z 300 kilogramów. Niestety była mało interaktywna – leżała w domku i odpoczywała. Próbowałem ją zaktywizować, zaglądając do środka, ale mnie… zignorowała. Z drugiej strony – ma do tego prawo. Każdy chce mieć czasem chwilę spokoju. Z tych większych świń wspomnimy jeszcze o Darku, który niestety nie ma ogonka i kuleje – wcześniej był przetrzymywany w bardzo ciasnym pomieszczeniu, gdzie nie mógł normalnie chodzić, a świnie atakowały się nawzajem.

Plany na przyszłość
Już teraz Monika i Marcin co jakiś czas wystawiają na licytację kilkudniowy pobyt w azylu ze wspólnym wegańskim gotowaniem. Docelowo w Gieniutkowie będą się odbywać również prelekcje o zwierzętach i weganizmie właśnie. Jest też pomysł, by w przyszłości prowadzić suidoterapię, czyli terapię (np. osób z depresją) z udziałem świń. O zooterapii pisaliśmy już nie raz – fascynuje nas ten temat, więc bardzo kibicujemy tej idei. Już przy wyjściu zauważyliśmy tabliczkę „Beware of the pig” („Uwaga, świnia”). I rzeczywiście, warto zwracać uwagę na świnie – ale nie jako na groźne bestie czy materiał na grilla, tylko jako na bardzo inteligentne i piękne osoby zwierzęce.

Adoptuj świnię
Na koniec zachęcamy do wspierania Gieniutkowa – budowa wciąż trwa, Felek potrzebuje rehabilitacji, miesięczny koszt utrzymania jednej dużej świnki to około 300 zł, a małej 150 zł. Można adoptować konkretną świnkę lub brać udział w licytacjach na Kiermaszu Gienia. Odwiedzajcie również fanpage’e Eugeniusz – Po prostu Świnia oraz Fundacja Prosiaczka Eugeniusza “Gieniutkowo”.
Nr konta fundacji (w mBanku):
88 1140 2004 0000 3002 8106 8695
non prescription cialis online pharmacy sabre.
Cialis Fast Delivery coupons for cialis 20 mg Valtrex Online Canada